niedziela, 31 lipca 2011

1 .


Chcecie wiedzieć jak to wszystko było? W sumie to mogę wam powiedzieć, a pomoże mi na pewno w tym mój blog. Założyłam go sama nie wiem czemu, musiałam się wygadać, jakoś podzielić się z kimś tym przez co przeszłam w ciągu zaledwie 4 dni, a co zmieniło w moim życiu wszystko. Zaczęłam tak :

19 październik 2009r.
Cześć , jestem tu nowa. Co na początek? Mam na imię Carly, 16 lat. Nie umiem wam powiedzieć co mnie skłoniło do tego, żeby założyć tego bloga, nie wiem. Wiem tylko tyle, że od mojego powrotu z cmentarza minęły jakieś 3 godziny. Nie umiem o tym rozmawiać z rodzicami, nie potrafię powiedzieć im jak do tego doszło, a oni mimo tego, że wiedzą , ze wiem co się stało starają się udawać, że wierzą mi w to co mówię. A moja odpowiedz jest zawsze taka sama : nie wiem. Ale wam mogę opowiedzieć. Chcecie? Okey, zacznijmy wszystko od początku.
Caitlyn – moja starsza siostra. Starsza dokładnie o trzy lata. Miała 19 lat, całe życie przed sobą, tak jak i ja. Miała swoich przyjaciół, swoje imprezy, sprawy, ale wiecie co było w niej niesamowite? Że to ja zawsze byłam tym jej numerem jeden. Znałam wszystkich jej przyjaciół, bo zawsze zabierała mnie do nich kiedy mieli się spotkać. Oni? Byli równie niesamowici jak ona. Mimo tego, ze przy nich byłam zwykłą gówniarą nigdy nie dali mi odczuć, że do nich nie pasuję, że mnie tu nie chcą. Ale wróćmy do tematu. To że chodziłam z nią wszędzie nie oznacza tego że miałam jej dość i odwrotnie. Wręcz przeciwnie. Byłyśmy jednym  z tych nielicznych rodzeństw, które się nie kłócą, wspierają się i są obok siebie zawsze. Ale wróćmy do tematu, do tego co się stało.
Był listopad, ale jak na początki zimy, na podwórku nie było całkiem zimno. Ona zawsze wracał ze szkoły o godzinę później. Wpadła do domu jak szalona z okrzykiem : mała szykuj się, wieczorem wbijamy do Kat. Właściwie nie miałam ochoty nigdzie wychodzić, ale wiem, że Kat liczyła na moją obecność, szczególnie dlatego, że zawsze umiałam uspokoić wszystkich gości gdy coś było nie halo. Poszłyśmy. Byli tam wszyscy nasi znajomi, jak zawsze. Dokładnie wtedy, coś po 22 ktoś zapukał do drzwi. Byłam najbliżej, otworzyłam. I wtedy moim oczom ukazał się pierwszy raz w życiu on. Był niesamowicie przystojny, jego oczy wyglądały inaczej niż powinny i do dziś dziwię się jak mogłam nie zauważyć, że to oczy narkomana. Może to przez fakt, że był zadbany, ładnie pachniał, ciuchy miał wyprasowane, dopasowane do jego postury.
- Rany, czy ja dobrze trafiłem? Dzieci w Twoim wieku są na tej imprezie?
- Odwal się, ja mam 16 lat.
- Dobra. Czy młodzież na tej imprezie jest raczej Twojego czy mojego wieku mała?
- Mała? Dobra słuchaj. To zacznijmy od początku.
Pamiętam jak bawiła mnie ta sytuacja, kiedy zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem i czekałam aż znów zapuka. Kiedy chciałam odejść usłyszałam pukanie. Domyśliłam się, że nie od razu zrozumiał o co mi chodziło z tym początkiem. Otworzyłam drzwi.
- O cześć. Przyszedłeś do Kat? Jestem Carly. – powiedziałam z rozbawieniem.
- Jestem Tom. Czyli dobrze trafiłem, tu się bawicie?
- Tak. A co do Twojego wcześniejszego pytania Tom, to są tu ludzie Twojego wieku, jestem najmłodsza.
- To dobrze. – powiedział, a kiedy się odsunęłam wszedł do środka.
- Kto to? – spytała mnie Caitlyn, która wychodząc z kuchni widziała, jak z nim rozmawiałam.
- Tom. Przyszedł do Kat.
- Ładny, co? Ładny. – wiedziałam od razu, co planuje. Roześmiałam się i powiedziałam żeby poszła się przywitać.
Rozmawiali ze sobą bez przerwy przez jakieś 2 godziny. Potem zawołali mnie do siebie i razem śmieliśmy się z chłopaków, którzy wywijali na parkiecie razem z Kat.
- Mam towar. – powiedział ni z tego ni z owego – Najlepszy.
- Nie ten adres koleś. – powiedziała Caitlyn.
- Nie rozumiesz mnie. To tylko na spróbowanie. Mam trawę, która nie wciąga. Tylko raz, a zobaczysz, że ten wieczór będzie magiczny, odpłyniecie dziewczyny. Poważnie.
Zauważyłam ten błysk w oku siostry, wiedziałam że ze względu na Toma chciała spróbować. Chciała pokazać mu, ze potrafi, że się nie boi, potrafi. Odciągnęłam ją na bok i przekonywałam jakieś 15 minut żeby przestała się wygłupiać i odpuściła. Powiedziała, wręcz wymusiłam na niej to, żeby obiecała mi że nie spróbuje. Za pół godziny miałam iść do domu, ona miała zostać, ale wiedziałam, byłam pewna, ze jeśli mi to obiecała, nie tknie prochów. Wtedy, w ułamku sekundy po tym jak wyszłam z łazienki mignął mi przed oczami jej wzrok. Wzrok, który potem stawał mi przed oczami codziennie. Nie dlatego, ze sobie to przypominałam. Wpadła. Tego dnia kiedy poznałyśmy Toma, jak się później okazało dwudziestoletniego dilera, ćpuna od trzech lat, dokładnie tego dnia pokłóciłyśmy się pierwszy raz. Nie o to, ze wzięła, tak naprawdę byłą to kłótnia, o to, ze złamała obietnicę. Przeprosiła, powiedziała że to się nie powtórzy.
Nie powtórzyło się. Przed dokładnie kolejne trzy miesiące. Aż trzy? Tylko trzy? Wróciłam do domu później, bo byłam na podwórku. Unikała mnie w domu, ale byłam zmęczona. Nie zauważyłam tego. Wieczorem, kiedy oglądałyśmy coś w telewizji zobaczyłam jej oczy. Jej zaćpane oczy.
- Coś Ty zrobiła?!
- Nic takiego.
- Nic?! – pamiętam, ze już w tym momencie zaczęłam płakać. – Jak to nic?! Znów brałaś. Od kogo miałaś prochy?
- To nieważne..
- Właśnie ważne! Od kogo?! – krzyczałam przez łzy.
- Od Toma..
Wybiegłam z domu z płaczem. Bez chwili namysłu pobiegłam do Kat. Zapytałam ją gdzie mieszka Tom, chciałam jego adres, ale ona zaparzyła mi herbatę, przytuliła do siebie i kazała opowiedzieć co się stało. Spałam u niej. Rano powiedziałam mamie, że byłam u dziewczyn na nocce. Uwierzyła, bo niby dlaczego nie? Caitlyn wróciła do domu na prochach. Nie odezwałam się, po prostu rozpłakałam się, a ona mnie przytuliła. Zaprowadziła mnie do swojego pokoju i powiedziała całą prawdę. Że już po pierwszym razie czuła że ma ochotę na więcej, ale dała radę. Kiedy po raz kolejny zobaczyła Toma z towarem nie umiała się powstrzymać. Wpadła, wciągnęła się w to cholerstwo, została po prostu zwykłą ćpunką. Chciałam jej pomóc, ona też chciała pomóc sama sobie. Odwyki, odcięcia kasy. Nie pomogło nic, nic rozumiecie?
Rodzice? Pewnie zadajecie sobie teraz pytanie gdzie byli nasi rodzice. Otóż jedno proste słowo – praca. Wychodzili zbyt wcześnie, wracali zbyt późno żeby zauważyć cokolwiek.
Nasze starania nie dawały żadnych efektów, no może poza tym, że Caitlyn umiała wytrzymać bez ćpania góra 2 dni. Często w nocy budziłam się z płaczem, może nawet nie dlatego, że to nic nie daje, ale dlatego , że tylko my dwie w tym siedziałyśmy, że mamy, taty nie było przy nas, przy Caitlyn. To wszystko razem trwało pół roku. Jej pierwszy raz, to był początek maja. Przerwa – maj, czerwiec, lipiec. A potem? Sierpień – wpadła na dobre, cały wrzesień zaćpany, październik , dokładnie 16 październik 2009r. zmarła.
Dziś mamy 19. Wróciłam do domu po pogrzebie Caitlyn, mojej Caitlyn. Jestem zmęczona, jest późno. Chcę spać. O całej reszcie opowiem wam innym razem. Jutro? Cześć.

Do napisania o tym jak dowiedziałam się o jej śmierci zabierałam się setki tysięcy razy, ale za każdym razem, jak czytałam to znów coś mi nie pasowałam, kasowałam to, co napisałam. Do dziś nie ma tam o tym wzmianki. Byłam w szkole. Piątek, czyli totalny luz, nikt nic nie robi. Po szkole miałam iść z dziewczynami na pizze, ale kiedy wychodziliśmy ze szkoły zaczęła bolec mnie głowa.
- Dziewczyny sorki, nie dam rady dziś.
- Stało się coś?
- Nie, coś Ty. Po prostu źle się czuje. – powiedziałam nie wiedząc jakie piekło przeżyję w domu za jakieś 15 minut.
Jak to było? Dlaczego to dla mnie takie trudne do opowiedzenia? Bo to tak właściwie ja pierwsza dowiedziałam się o jej śmierci. Wróciłam do domu, i jak zawsze krzyknęłam, ze wróciłam. Nikt nie odpowiedział, pomyślałam, ze nie ma ich w domu. Włączyłam telewizor, wiadomości. Zaczęłam przełączać bez namysłu kolejne kanały, kiedy usłyszałam jak coś spada z półki w łazience, a potem głos Caitlyn. Podbiegłam do drzwi, zamknięte. Miałam szczęście, że umiałam otworzyć je od zewnątrz, ale w pośpiechu zajęło mi to więcej czasu niż normalnie. Cały czas mówiłam coś do Caitlyn, ale ona nie odpowiadała. Modliłam się w duchu, żeby to był tylko jej głupi dowcip, ale kiedy w końcu udało mi się dostać do środka zauważyłam ja leżącą na podłodze, obok niej leżała strzykawka zabrudzona krwią. Zadzwoniłam po pogotowie. Nie pamiętam jak to się stało, ze razem z nią wylądowałam w szpitalu, nie wiem kto powiedział rodzicom o tym co się stało, nie wiem. Tylko jeden obraz utkwił mi w pamięci, a mianowicie to jak lekarz zasłonił prześcieradłem głowę Caitlyn.

Na jej pogrzebie było mnóstwo młodych ludzi, naszych przyjaciół. Przyszedł też Tom. Nie miałam siły, ani ochoty akurat w tym dniu z nim rozmawiać. Nienawidziłam go z całego serca, bo to przez niego musiałam siedzieć przy trumnie mojej jedynej siostry. Nie chciałam robić niepotrzebnej nikomu awantury, bo wiedziałam że niczego by nie zmieniło. Kiedy tamtego dnia patrzyłam na niego zastanawiałam się dlaczego akurat jej dał spróbować, czy nie zauważył, ze ona bez tego była szczęśliwa, czerpała z życia całymi garściami i nie potrzebowała jakichś dopełnień szczęścia w postaci prochów.

Dziś sama mogę powiedzieć, że zmieniłam się po jej odejściu. Na początku nie chciałam, albo może nie miałam odwagi w to wierzyć, odsuwałam od siebie myśl, że tak naprawdę zamknęłam się w sobie. Ale to była prawda, dziś to wiem. Dlaczego? Brakowało mi jej strasznie. Nawet nie wyobrażałam sobie życia a domu bez niej, ona była jego najbardziej energiczną częścią, jego nieodłącznym elementem.
Październik, listopad. Nadszedł grudzień i święta. W domu nic nie było takie samo. Rodzice kłócili się o byle co. Może nawet nie ze względu tego, że nie było jej wtedy z nami, ale dlatego, że nie potrafili przestać obwiniać się o jej śmierć. Byli bezradni, szczególnie ze względu na to, ze jej już nie było, a oni czuli się winni.
W wigilię napisałam na blogu list, ale nie był to list do Caitlyn. To był list do Mikołaja.

24 grudzień 2009r.
Kochany Mikołaju!
Dziękuję za prezenty jakie dostałam, ale z chęcią wymieniłabym je na Caitlyn, której nie znalazłam pod choinką. Nie umiem określić jak bardzo za nią tęsknie, nie umiem, nie potrafię myśleć o niej bez ukucia w sercu, które przypomina mi że już nigdy nie pójdę z nią na spacer, nie opowiem o jakimś chłopaku, nie obejrzę z nią żadnego filmu. To mnie po prostu przeraża, to że jej nie ma już obok mnie i to, e już nigdy nie będzie mimo tego, jak bardzo bym się o to starała.
Brakuje mi jej. Zrób coś z tym, okey? Proszę.
Carly.
PS. Co z tego, że nie istniejesz? Mojej Caitlyn też już nie ma.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

k o m e n t a r z to nie s p a m, więc zluzuj, bo i tak usuwam, cześć