środa, 24 sierpnia 2011

14.

w głośnikach Adele - Set fire to the Rain. ubóstwiam.


Wracając do pokoju z pustą już paczką po frytkach myślałam tylko o tym co powiedział mi Jake. Sama nie wiedziałam co o tym myśleć. Fajnie było bawić się z Nate’em w te wszystkie spacery, rozmowy i w ogóle, ale bałam się tego, że kiedy dla mnie zrobi się to poważne, od odejdzie, przestanie mu zależeć, albo nie zależy wcale, już teraz, bo wracając wtedy z plaży uświadomiłam sobie, że nawet teraz nie wiem czy on coś czuje. Z jednej strony chciałam się dowiedzieć, a z drugiej nie. On był typem chłopaka, który mógł mieć każdą dziewczynę, gdyby chciał. Nie chciałam być tylko kolejną, którą w sobie rozkochał i odpuścił.
Kiedy wróciłam dziewczyny nie spały.
- Gdzie byłaś? – usłyszałam Sisi, już w progu.
- Na plaży, po frytki.
- Sama?
Przecząco pokręciłam głową.
- Błagam, on Cię zabrał na frytki? Nie stać go na nic lepszego?
- O kim Ty mówisz? – zapytałam zdziwiona, mimo świadomości o kogo chodzi.
- O Nate’cie oczywiście.
- Nie byłam z nim.
- Mała, błagam Cię, powiedz , że to nie był Filip.. – wtrąciła błagalnym tonem Emma.
- Był. – odpowiedziałam poważnie, a widząc ich zaskoczone, pełne niedowierzania spojrzenia dodałam ze śmiechem. – Głupie! Jasne, że nie. Obudziłam się i byłam głodna. Wyszłam i akurat wpadłam na Jake’a. Kuchnia była zamknięta, więc poszliśmy na frytki.
- To wszystko wyjaśnia.
- Tak, tak.
Mimo tego, że spałyśmy wszystkie cały dzień, już po 22 poszłyśmy się wykąpać i spać. Nie było siły na następne godziny gadania o niczym, szczególnie w nocy. Przecież przez ostatnie kilka dni nie spałyśmy praktycznie wcale. Szybsze pójście spać się nam w sumie opłaciło, bo wstałyśmy po 7 całkiem wypoczęte i gotowe na kolejny dzień. Już nie pamiętam czemu, ale nie poszłyśmy tego dnia na śniadanie do stołówki, tylko na hod dogi w mieście. Wypad nam się mega udał, a kiedy wróciłyśmy okazało się, że jedziemy na wycieczkę do Sopotu. Godzinę później siedziałam z Emily i resztą dziewczyn w autobusie grając w karty. Nauczyłam je wszystkie grać w pokera, bo o dziwo po tylu latach jazdy na kolonie żadna z nich nie umiała. Kiedy się już rozkręciłyśmy zaprosiłyśmy do gry chłopaków. Byłam zaskoczona tym, że Jenny tak szybko załapała o c chodzi i za każdą kolejką ogrywała nas wszystkich.
Po dwóch godzinach jazdy każdy z nas był w niemałym szoku, że już jesteśmy na miejscu.
- Podzielimy się na dwie grupy – usłyszeliśmy głos jednej z opiekunek po wyjściu z autobusu i przymusowym ustawieniu się w parach. – jedna grupa idzie ze mną, druga z panią Thomson. – przeszła obok nas odliczając dzieciaki i pech chciał, że Jenny i Max trafili do innej grupy niż my.
- Dziewczyny, to jak wygrać w totka! – piszczała do nas Jenny. – Będę przez cały dzisiejszy dzień sama z Maxem, Boże to cudowne!
Śmiałyśmy się wszystkie i już po chwili patrzyłyśmy na Jenny idąca w przeciwną stronę niż my machającą do nas ręką z niewiarygodnie szczęśliwym wyrazem twarzy.
- Plan jest taki – informowała bez przerwy opiekunka. – Że my zwiedzamy wschodnią, a oni zachodnią część miasta. Mamy na to jakieś 7 godzin, bo o 18 spotykamy się na molo. Jeden dzień to za mało, żeby zwiedzić całe miasto dlatego jest tak a nie inaczej. I musicie się zadowolić tym, że zobaczycie go chociaż połowę.
- Czy ona się w ogóle zamknie? – pytał zdziwiony Daniel.
- Owszem Danielu – powiedziała opiekunka. – Właśnie skończyłam.
- Ja.. To było.. To znaczy.. Przepraszam, ja.. – jąkał się Daniel.
- Spokojnie, wiem. – odpowiedziała z uśmiechem opiekunka.
Po sześciu godzinach łażenia po mieście myślałam, że odpadną mi nogi, a brzuch za chwilę eksploduje z bólu spowodowanego ciągłym śmiechem. Na obiad poszliśmy do pizzerii, nie było więc tak źle. Równo o 18 ostatkami sił zdążyliśmy dotrzeć na molo, gdzie już czekała na nas druga grupa.
- Patrzcie – krzyknął do nas Ben – Max to się chyba jednak przekonał do Jenny.
Wszyscy w jednym momencie odwróciliśmy głowy w tym samym kierunku, a naszym oczom ukazał się widok Jenny siedzącej na molo, którą obejmował w talii Max.
- Nawet nie wiesz jak długo ona na to czekała. – szepnęła do mnie Emily.
- Naprawdę aż tak jej na nim zależy? Myślałam, że to tylko taka zabawa, no wiesz..
- Wiem. Ale u niej tak już jest, że udaje czasem, a my mimo to wiemy o co chodzi. Tak było teraz. Niby nic, a poważnie czekała na właśnie taki moment.
- Mamy na przebywanie tutaj zaplanowane jakieś 2, no może 2 i pół godziny. – zakomunikowała opiekunka.
Odeszłam od reszty i po lewej stronie oparłam się o barierkę patrząc na rozciągającą się w oddali wodę. Przypomniało mi się kiedy ostatnio tu byłam. Wyglądało to całkiem inaczej. Pokłóciłam się z rodzicami o szkolę, bo raz poszłam na wagary. Kiedy opowiedziałam o tym Cait ona postanowiła się tym zająć. Poszła pogadać z rodzicami i już po jakichś 5 minutach wparowała do mojego pokoju trzaskając drzwiami, rzucając się na łóżko i już wiedziałam, że przegrała. Wpadłyśmy na genialny pomysł, by gdzieś wyparować na jeden dzień. Następnego dnia o czwartej rano stałyśmy na dworcu jedynie z kasą w kieszeni i czekałyśmy na pierwszy lepszy pociąg. Ten okazał się jechać do jakiejś malej miejscowości 2 km od Sopotu. Pojechałyśmy. Cały dzień przesiedziałyśmy na molo nie licząc kilku wyjść do łazienki i po jedzenie.
- O czym myślisz? – wyrwał mnie ze wspomnień głos Nate’a.
- Nie wiem, o wszystkim. – skłamałam.
- Wiesz, że to tutaj utworzyła się nasza paczka?
- Poważnie?
- Tak. Dawno temu.
- Opowiadaj. – ponagliłam widząc, że raczej sam z siebie nie zamierza tego robić.
- Dzieci ! – obróciliśmy się oboje na głos pani Thomson. – Zbieramy się.
- Już tak późno? – zapytałam z niemałym zdziwieniem Nate’a.
- Tak. To znaczy nie aż tak bardzo, dopiero 19. Ale opiekunki postanowiły wrócić wcześniej.
- To spoko. Opowiedz mi o tym jak się poznaliście.
- Poproś dziewczyny. Ja nie jestem dobry w opowieściach. – uśmiechnął się.
- Chyba zaryzykuję. Wolałabym usłyszeć to od Ciebie.
- Wyjdziemy dziś na spacer? Opowiem Ci wtedy. Pasuje?
- O której?
- 22?
- To będzie randka? – starałam się, żeby to zabrzmiało żartobliwie, a jednocześnie poważnie.
- Może.
- Czyli tak?
- Tak.
- To się cieszę. – odpowiedziałam z uśmiechem.
Całą drogę powrotną znów graliśmy w pokera. W ośrodku byliśmy jakoś po 21. Poprosiłam dziewczyny, żeby zaczekały z opowieściami do mojego powrotu, co obiecały zrobić. Wybiegłam z pokoju na jakieś dziesięć minut tylko po to by napisać coś na blogu, a potem przebrałam się i byłam gotowa do wyjścia.

5 komentarzy:

k o m e n t a r z to nie s p a m, więc zluzuj, bo i tak usuwam, cześć