czwartek, 4 sierpnia 2011

4 .



- Cześć.
- Filip, cześć. Szczerze mówiąc myślałam, że nie przyjdziesz. – powiedziałam na jego widok.
- Czemu?
- Bo ogólnie to raczej.. Zresztą niee ważne. Ważne, że przyszedłeś.
- Taa – powiedział jakby zamyślony, co w przeciągu jednej chwili zmieniło się w cudowny uśmiech i słowa – Wiesz, ogólnie rzecz biorąc, to po zeszłorocznych akcjach nie przepadam za Twoim obozem, ale pomyślałem, że nie zaszkodzi zaprosić Cię na obiecane lody.
- Wcale nie obiecywałeś mi lodów.
- Już tak. Chodź – powiedział idąc w stronę miasta, a ja nawet nie drgnęłam.
- Co jest?
- Mam tylko godzinę na wyjście.
- Zdążymy. Oj, no chodź, nie daj się prosić. – jego mina sprawiła, że poszłam.
Piasek szeleścił nam pod stopami, kiedy szliśmy przez plażę. Zdjęłam trampki i idąc na boso rozkoszowałam się ciepłem małych kamyków pod moimi stopami. Nie wiem ile czasu trwał nasz milczący spacer, ale zaskoczyło mnie pytanie Filipa, który znał mnie tylko jeden dzień.
- Carly, masz chłopaka?
- Nie?
- To pytanie? – wyglądał na zdziwionego, a ja ze śmiechem powiedziałam, że nie.
- Zaskoczyłeś mnie po prostu, ale nie, nie mam. A ty?
- Wiesz, nie jestem do końca pewny, czy po mnie widać, ale nie gustuje w chłopakach. – powiedział z uśmiechem, a ja się roześmiałam, co mnie samą zdziwiło. Taki banalny żart, po którym normalnie pojechałabym komuś, kto go powiedział nabrał dla mnie humoru, po ty jak wypowiedział go ten chłopak. – A jeśli chcesz teraz zapytać czy mam dziewczynę, to uprzedzę Twoje pytanie i powiem od razu, że nie. W sumie to nawet nie wiem czemu.
- Jak to? Zadziwiasz mnie słonko.
- Słonko? – powiedział z uśmiechem – Mmm, awansowałem?
- Nie schlebiaj sobie, wyrwało mi się.
- A jest jakaś szansa, że kiedyś wyrwie Ci się znowu.
- Może kiedyś. Jak zasłużysz. – widziałam wtedy jak na mnie spojrzał. Ten wzrok zapamiętam już na zawsze, ale wierzcie mi, że do dziś tak naprawdę nie wiem o co mu chodziło. Przeszedł mnie dreszcz. – No dobra, a teraz powiedz.
- Ale co?
- Nie udawaj. No słucham.
- Jeśli Ty mi też powiesz.
- Ale co?
- Nie udawaj! – roześmiał się.
- Nie ma takiej opcji.
- Czemu?
- Po prostu nie.
- A, już rozumiem.. Nie masz zwyczaju mówienia o takich rzeczach na pierwszej randce..
- Po prostu nie lubię o tym mówić.
- Nie zaprzeczyłaś, że to randka! – krzyknął tonem, jakby wygrał w totka, co mnie nad wyraz mocno rozbawiło, ale starałam się zachować obojętny ton.
- Nie zaprzeczyłam, tak. Nie chcę niszczyć marzeń jakiegoś szesnastolatka, który nie umie mnie nawet zabrać na porządną randkę.
- Eeeej.
- No co? To Ty powiedziałeś, że to randka, a szczerze mówiąc nawet nie czułam się na nią zaproszona.
- Dziewczyno, jakie ty masz wymagania.. – powiedział niby ze współczuciem. – Z takim nastawieniem to Ty nie znajdziesz chłopaka do śmierci. Za mocno uparta jesteś.
- Jestem uparta i wredna. Ja to w sobie lubię, a Ty na to koleś lecisz ! – powiedziałam z uśmiechem.
Czułam, że nie wie co powiedzieć, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że mu się podobam.
- Gdzie Ty masz te lody? Zaraz musze się zmywać. – uratowałam go z opresji. Znowu.
- O tu. – wskazał lodziarnię - Jaki smak?
- Mięta z czekoladą.
- Fuuu.
- Nie lubisz?
- Nie.
- A próbowałeś?
- No nie.
- Szacun koleś.
- Dwa razy mięta z czekoladą. – zwrócił się do sprzedawcy i zapytał mnie – Lubisz tak mówić do chłopaków?
- Jak?
- Koleś.
- Uwielbiam. I jeszcze ziom.
- Ja tam jednak wolę ‘słonko ‘.
- Nie licz na to koleś – zaśmiałam się. – Nie licz na to dzisiaj – dodałam i zaczęłam odchodzić.
Dogonił mnie praktycznie od razu i podał mojego loda.
- Powiem Ci, że nie jest zły.
- Jest najlepszy! Nie ma lepszego smaku. Najsłodsze.
- Ja tam znam słodsze rzeczy.
- Na przykład?
- Ciebie. – uśmiechnął się.
- Nie.
- Co nie?
- Uspokój się koleś, na mnie to nie działa. – powiedziałam, z uśmiechem podziwiając zdziwienie malujące się na jego twarzy. Doszliśmy już do plaży i zdałam sobie sprawę z tego, że powinnam już wracać.
- Mogę Cię o coś spytać?
- Jasne, ale nie obiecuje, że odpowiem.
- Zaryzykuje. Zawsze taka jesteś, czy tylko w stosunku do mnie?
- Nie schlebiaj sobie. Słuchaj musze już wracać, więc powiem Ci coś, okey? – zaśmiałam się. Chyba nie chciałam, żeby zabrzmiało to groźnie, więc spokojnie, z rozbawieniem powiedziałam – Lubię Cię. W sumie to sama nie wiem za co, ale tak jest, więc nie zepsuj tego, bo jeszcze nie widziałeś tego jak wredna potrafię być. Nie próbuj na mnie  marnych sztuczek typu ‘ bolało jak spadałaś z nieba? ‘ albo tych o słodkości bo mnie to nie jara. Nie pytaj czemu, nie wiem, tylko po prostu tego nie rób. A, i jeszcze jedno. Nigdy Ci nie wyjdzie z dziewczyną, jeśli wyciągniesz ją siłą na lody twierdząc, że to randka. Czujesz to?
- Czuję – powiedział ze śmiechem.
- Ja muszę już iść. Zabiją mnie, miałam być godzinę temu.
- Jak coś to zwal winę na mnie.
- Myślisz, że bym tego nie zrobiła? – zapytałam ze śmiechem.
- Wiem, że tak. Ej, to ten.. Pójdziemy jutro gdzieś? Wiem, że macie dwie godziny wolnego o 18, to może noo, pójdziemy do kina? – rozbawił mnie prawie do łez tym swoim przeciąganiem wyrazów, to było wręcz słodkie ta jego nieśmiałość.
- W gruncie rzeczy to mogę iść. To do zobaczenia, pa.
- Narazie.
Byłam zadowolona z siebie i mojego wystąpienia, bo zauważyłam, że zrobiłam na nim wrażenie.
Wracając do ośrodka myślałam tylko o tym, żeby napisać na blogu o Filipie. Byłam spóźniona godzinę, więc pomyślałam, że 15 minut w tą czy tą nie zrobią większej różnicy i zdecydowanym krokiem szłam w stronę świetlicy.
- Gdzie się słonko wybierasz?
- Jeny Emi, wiesz jak mnie wystraszyłaś? – powiedziałam do Emily, która jak duch wyłoniła się zza zakrętu.
- Przepraszam. Gdzie idziesz?
- Chciałam iść na kompa.
- Niee ma tak lekko. Opiekun powiedział dziś, że mamy czas tylko między 20, a 22.
- Kurde..
- Coś ważnego?
- No w sumie to może poczekać. – powiedziałam z uśmiechem. – Gdzie reszta?
- Ty, właśnie nie wiem. Poszłam na pół godziny się przespać, wstaje, a ich nigdzie nie ma. Nikogo, rozumiesz?
- Rozumiem – powiedziałam ze śmiechem. To, jakim tonem powiedziała to Emi sprawił, że brzmiało to jak głos jakiegoś rozwydrzonego dziecka. – Idziemy się przejść?
- Możemy. Wzdłuż plaży, uwielbiam tak. Może być?
- Jasne.
Kiedy wyszłyśmy poczułam lekki wiatr we włosach, spojrzałam na Emi. Zatrzymała się i zamknęła oczy, jakby myśląc o czymś w skupieniu.
- Carly, gdzie byłaś?
- Kiedy? Teraz?
- Yhym. – powiedziała, a ja przez chwilę zastanawiałam się co jej odpowiedzieć. Przez chwilę pomyślałam, że nie chcę jej mówić o Filipie, to przecież tylko kumpel. – No powiedz. Obiecuję, że tylko ja będę to wiedzieć.
- Na lodach.
- Byłaś sama na lodach dwie godziny? – roześmiała się. – Dziewczyno, zapłacę Ci jak mi znajdziesz na tej plaży kogoś kto w to uwierzy. No mów, ładny?
- Co?
- No przecież nie byłaś z dziewczyną.
- Przed Tobą nic się nie ukryje, no nie?
- Jestem po prostu spostrzegawcza i umiem łączyć fakty.
- Ładny, nawet bardzo. Jest z tej kolonii, naprzecie nas. Wiesz ?
- Wiem, wiem. Ile ma lat, imię?
- 16, Filip.
- Obiecasz mi coś?
- Mów.
- Obiecaj, że mnie z nim zapoznasz!
- Żaden problem! – odpowiedziałam z uśmiechem. – Patrz, to Charlie.
- Ejj, chłopie! – krzyknęła Emily.
- Dziewczyny! Chodźcie tu! – krzyknął, a my spojrzałyśmy na siebie z uśmiechem i biegiem pognałyśmy w stronę chłopaka.
- Pierwsza! – krzyknęła Emily.
- To nie fair! – powiedziałam zdyszana będąc już na miejscu – Ja mam klapki. A tak przy okazji to zgubiłam jednego gdzieś po drodze.
- Haha! Ty to tak. – powiedziała Emi, i za chwilę zapytała Charlie’go – Gdzie reszta?
- Niespodzianka.
- Nie ściemniaj, mów.
- Poszli po zakupy.
- Zakupy? – zapytałam zdziwiona wytrzepując piasek ze znalezionego buta.
- Wiesz Carly, tak się złożyło, że w zeszłym roku nasz ośrodek zaczął sam gotować i zrezygnował z cateringu. Jedzenie nie jest złe, sama widziałaś, ale nie mamy nic pomiędzy posiłkami, a uwierz, że czasem umiemy być poważnie głodni.
- Wiem coś o tym..
- Serio?
- Człowieku, budzę się dziś po 2 w nocy, patrzę, a tu pusty pokój. Za jakieś 5 minut wracają dziewczyny z kanapkami. – zaśmiałam się.
- Ej! – krzyknął Charlie – skąd miałyście kanapki?
- Nie powiesz nikomu? – zapytała szeptem Emi, a widząc jak chłopak przecząco pokręcił głową powiedziała – Od Bena.
- Haha, zawaliłyście mu kanapki? On chciał dziś coś zjeść, przewrócił do góry nogami swoją torbę i plecak, a kiedy nic nie znalazł stwierdził, że pewnie zapomniał spakować. – zaczęliśmy śmiać się w głos. – Chodźcie, wyjdziemy po nich.
- Hej Mała, gdzie idziesz? – usłyszałam za sobą znajomy głos Filipa. Wszyscy się odwróciliśmy.
- Idziemy się przejść.
- To on? – usłyszałam szept Emily.
- Tak – powiedziałam dość głośno. – Filip, moja koleżanka chciała Cię poznać. Emi, to jest Filip, Filip, to Emi. A to jest Charlie.
- Cześć, miło mi. – powiedział z uśmiechem Filip.
- Musimy chyba zwijać, jak chcemy ich złapać. – powiedział Charlie.
- No oki, rozumiem. To do jutra? – zapytał.
- Jasne, pa.
- Cześć. – powiedzieli razem Emi i Charlie.
- Kto to był? – zapytał mnie Charlie, kiedy nie byliśmy już w zasięgu słuchu Filipa.
- Kolega – powiedziałam z uśmiechem.
- Ciaaaacho! – krzyknęła Emi i wszyscy zaczęliśmy się śmiać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

k o m e n t a r z to nie s p a m, więc zluzuj, bo i tak usuwam, cześć